Strona głównaLudzieMinisterstwo Dobrego Mydła: Staramy się tworzyć bezdyskusyjną jakość

Ministerstwo Dobrego Mydła: Staramy się tworzyć bezdyskusyjną jakość

Dwie siostry, niespożyta energia i głowy pełne pomysłów. Rozmawiamy z Anią i Ulą Bieluń – założycielkami Ministerstwa Dobrego Mydła.

Nie mając poważnego biznesowego doświadczenia, stworzyłyście świetnie prosperującą, rozpoznawalną markę. Jaka jest Wasza historia?

Opowiemy Wam dwie historie.  Pierwsza będzie taka, którą najczęściej serwuje się w takich sytuacjach mediom lub media same ją kreują. A druga… sami zobaczycie.

1) Nasze początki to klasyczne story o marzeniach, uporze i pasji, które sprawiły, że mimo braku wykształcenia i pieniędzy, dwóm młodym dziewczynom udało się stworzyć coś fajnego i ważnego w ich życiu. Pomysł na Ministerstwo wyrósł z pasji Ani, z jej domorosłych poszukiwań idealnej receptury na mydło, które w pewnym momencie, dzięki dotacji unijnej, przekształciły się w niewielki, rodzinny biznes. Startowałyśmy, mając 200 zł w kieszeni, wożąc mydło z małego Kamienia Pomorskiego na warszawskie targi pociągiem, a reklama szeptana pomogła nam zdobyć grono wiernych klientów. Po pięciu latach ciężkiej, nieprzerwanej pracy tworzymy trzydziestoosobowy, zaangażowany zespół pracujący nad stale rozszerzającym się asortymentem kosmetyków, a nasze produkty można znaleźć zarówno stacjonarnie, jak i za pośrednictwem internetu w wielu Polskich (a niebawem i zagranicznych) sklepach.

2) Pomysł na tworzenie autorskich, naturalnych kosmetyków wykiełkował w głowie Ani w jej czasach studenckich, kiedy pracowała w jednej z warszawskich reżyserek telewizyjnych, wykonując pracę, która wymagała wielogodzinnego doglądania systemu komputerowego. 10, czasem 12 godzin podczas, których należało działać tylko raz na kilkadziesiąt minut, pozwoliły jej na całkowite poświęcenie się nauce – z internetu i książek – nowego rzemiosła. Pierwsze mydła szybko trafiły na grunt Grochowskiej Kooperatywy Spożywczej, a kooperanci wsparli Anię w przekonaniu, że mydło jest tym, czym powinna się wżyciu zajmować. 

Kiedy pojawiła się szansa na start w unijnym konkursie o dotację, Ania zadzwoniła do Urszuli. Sama, mieszkając wówczas w stolicy, z niespełna dwuletnim synem na rękach, nie miała najmniejszych szans na otwarcie biznesu w Zachodniopomorskim.  Z pomocą przyszła nie tylko Ula. Lokal – największe obciążenie i krytyczny punkt na mapie każdego biznesplanu, zaproponowali rodzice, którzy niedawno opuścili 60-metrowe mieszkanie. Ruszyłyśmy do pracy, mając zapewniony lokal, umiejąc robić własne zdjęcia produktów (choćby telefonem) i mając za sobą doświadczenie w edytowaniu tekstów i współpracy z dziennikarzami. Zaczynałyśmy od wożenia mydeł pociągiem, ale kiedy ilość zamówień przerosła nasze oczekiwania udało nam się namówić rodziców, aby od czasu do czasu pożyczali nam swój firmowy samochód. Pierwszym magazynem gotowych produktów było poddasze ich wiejskiego domu, gdzie, nie marudząc, wnosili (i wynosili) skrzynki pełne świeżo przygotowanych kostek. Identyfikację wizualną – klucz do sukcesu marki, przygotował Łukasz Hendzel ze świetnego Paris+Hendzel studio, nakłoniony płaczem Anki, która miała szczęście siedzieć obok niego w studenckiej ławce.

Sprzedaż internetową rozpędził program startupowy DHLu, który wyłonił MDM jako dobrze rokującego partnera i na start zaoferował doskonałe ceny przesyłek krajowych. Tu, za zgłoszeniem naszej kandydatury stał przyjaciel z ławki – tym razem licealnej, którego możemy serdecznie za to uściskać. Polecone przez niego biuro księgowe wprowadziło nas na drogę bezpiecznego rozwoju, a podsunięty przez wuja szwagra lokal w Szczecinie okazał się idealnym miejscem na rozrastającą się pracownię. Mogłybyśmy zapisać tak setki stron pamiętnika, który stałby się świadkiem historii napisanej przez sprzyjające okoliczności i cudownych ludzi napotkanych po drodze. 

Obie historie są prawdziwe. Urok tej pierwszej polega na tym, że rysuje w odbiorcy przekonanie, że dwie dziewczyny znikąd, bez kasy i wsparcia, mogą zrobić wszystko jeśli tylko wystarczająco o czymś zamarzą. Mądrość tej drugiej podoba nam się, jednak o wiele bardziej pokazując, że sukces rodzi się z wykorzystanych, sprzyjających okoliczności i zawsze budowany jest przez zastępy życzliwych ludzi.

Źródło: www.ministerstwodobregomydla.pl

Jak ważna jest dla Was naturalność Waszych kosmetyków?

Naturalność zapisana jest w DNA naszej firmy, jest corem, z którego wyrosłyśmy, ale dopuszczamy pewne kompromisy. Od początku robimy ukłon w stronę rzemiosła perfumeryjnego, łącząc naturalne receptury z aromatami tworzonymi przez przedstawicieli tego fachu. Do naszych receptur włączamy też witaminy – A nigdy nie była naturalna, ale jest sztosem i jesteśmy przekonane, że możemy zrobić dla niej wyjątek (śmiech). 


Jeszcze zanim użyjemy kosmetyków Ministerstwa Dobrego Mydła – cieszą oczy. Co jest dla Was ważniejsze – treść czy forma?

Nie ma jednego bez drugiego i tu kompromisów nie uznajemy. O formie lubimy jednak dyskutować. Totalnie bierzemy na klatę różnice w odczuciach wobec zapachów, kolorów i form, bo nie ma tu uniwersum ocen. To, co jednych zachwyca, innym zwyczajnie się nie podoba — design to również temat otwarty. Staramy się jednak tworzyć bezdyskusyjną jakość. To optymalnie połączenie ducha i materii.

Co jest dla Was największa inspiracją w tworzeniu kosmetyków?


Wszystko. Potrzeby klientów, nowo odkryte zapachy, przywiezione z wycieczek inspiracje, kolory, które poleca Pantone, Pinterest, blogi, prasa, surowce znalezione na zagranicznych targach surowców. Mamy zeszyty pełne pomysłów, chciałybyśmy tylko rozciągnąć dobę, żeby je wszystkie zrealizować.

Obserwując Waszą markę widać ogromną staranność, konsekwencję i bezkompromisowość. To cechy, które, w dzisiejszych realiach, nie ułatwiają życia. Jaka była najtrudniejsza sytuacja, z jaką spotkałyście się w swojej działalności?


Takich sytuacji były setki. Ostatnią z nich była rezygnacja z receptury szamponu w kostce tuż przed oddaniem jej do badań laboratoryjnych. Zamówione surowce, gotowy marketing – zatrzymałyśmy wszystko kiedy zorientowałyśmy się, że można to zrobić lepiej. Lepiej zajęło nam kolejnych pięć miesięcy i zajmie jeszcze dwa. To pół roku zamrażania pieniędzy w składnikach, niesprzedawania, niemonetyzowania tej pracy. Miesiąc wcześniej przyjęłyśmy 2000 sztuk za wysoko zadrukowanych słoiczków na krem. Mogłyśmy wcisnąć je klientkom, licząc na to, że nie zauważą. Postanowiłyśmy wziąć to na klatę i przygotować wyprzedaż brzydali – to drogi i dopracowany produkt, nie mogłyśmy wypuścić go tak po prostu, licząc, że nikt się nie zorientuje. Czasem wkurzamy się potem na siebie, finansowo mogłybyśmy stać teraz w zupełnie innym miejscu. Ale śpimy dobrze – a mówią, że bezsenność obrzydza radość z pieniędzy.

Źródło: www.ministerstwodobregomydla.pl

Z jakiego aspektu swojej firmy jesteście najbardziej dumne?


To może zabrzmieć głupio, ale na ten moment z tego, czego nie widać na pierwszy rzut oka. Jesteśmy dumne z faktu, że płynnie przeszłyśmy z jednoosobowej działalności założonej na Ulę, na spółkę, jednocześnie komputeryzując produkcję i dystrybucję, wprowadziłyśmy Lean Manufacturing i system 5S oraz dopracowałyśmy GMP (dobrą praktykę wytwarzania). Z przodu mamy więc kolory i zapachy kreowane przez Anię, ale zaplecze to duża machina księgowo-komputerowa genialnie prowadzona przez Ulę, która właśnie kończy pierwszy rok ekonomii (na rzecz mydła pięć lat temu rzuciła studia architektoniczne).

Gdybyście miały wybrać po jednym, ukochanym kosmetyku z Waszej oferty, to co by to było?


Ula: Hydrolat rozmarynowy. Zawsze mam w zapasie butelkę nawet kiedy jestem w podróży.
Ania: Olej malinowy i muszę drugi, muszę! Sztyft, obojętnie jaki, ale sztyft. Mam po jednym w każdym płaszczu, w aucie i przy łóżku. Nie ma mnie bez sztyftu, nie rozumiem, jak można funkcjonować bez tego produktu (śmiech).

Rozmawiała Anna Nahajska

Ludzie

NAJNOWSZE WPISY