Jest 24 lutego roku 2022, godzina 5:36 nad ranem. Miasteczko nazywa się Fastów, leży około 60 kilometrów od Kijowa, stolicy Ukrainy. Ojciec Michał Romaniw, ukraiński dominikanin, który od roku 2005 prowadzi Dom Świętego Marcina de Porres dla dzieci ulicy i wiele innych inicjatyw pomocowych na terenie naszych wschodnich sąsiadów, dokładnie pamięta tę datę. – Wtedy zaczął się ostrzał – mówi.

Stanowczość wobec zła i wielkie serce

Jego głos jest pewny i spokojny, kompetentny. Od razu wiemy, że mamy do czynienia z człowiekiem doświadczonym i zaangażowanym. Po chwili rozmowy z ojcem Michałem staje się jasne, że beztroski uśmiech, zabawa i żarty byłyby czymś niestosownym. Żarty kończą się tam, gdzie rakiety dalekiego zasięgu równają z ziemią cywilne osiedla mieszkalne.

Nie było niespodzianek. Ojciec Romaniw od lat organizuje akcje pomocowe, jego pierwszym przedsięwzięciem w Ukrainie było założenie w 2005 roku placówki dla ukraińskich dzieci w trudnych sytuacjach życiowych. Od tego czasu dobroczynna działalność niezmiernie się rozwinęła. Więc kiedy artyleria rosyjska zaczęła swoją barbarzyńską wojnę, ojciec Romaniw był przygotowany. Choć większość Ukraińców (jak i reszta świata) w zimie 2022 nie była do końca przekonana, że taki akt agresji jak pełnowymiarowa, niesprowokowana wojna w nowoczesnej Europie jest możliwy – organizacje prowadzone przez Michała Romaniwa były przygotowane na najgorsze, które nadeszło.

na zdjęciu od lewej: żona Ambasadora RP w Ukrainie Monika Kapa-Cichocka, Michał Kurtyka, o. Michał Romaniw.

Już wtedy przezornie zgromadzono zapasy żywności i innych rzeczy niezbędnych w najtrudniejszych sytuacjach dla przetrwania. – Wiedzieliśmy, co może się stać. Zgromadziliśmy wyposażenie. Właściwie nie robimy nic innego niż przed wojną, pomagamy tak samo skutecznie – mówi ksiądz Michał.

Pierwszą wielką akcją podjętą już po rozpętaniu się wojny było udzielenie schronienia dzieciom ewakuowanym z Mariupola, miasta, którego już nie ma. Została zachowana ciągłość działalności prowadzonych przez dominikanina organizacji. Wieloletnia aktywność dobroczynna w czasie pokoju pozwoliła na wypracowanie standardów i metod pracy, uzyskała swoje przedłużenie i prawdziwą rangę w czasie wojny, więc ojciec Michał mówi, że jego obecne działania “w istocie nie różnią się od działań sprzed konfliktu”. Są jedynie bardziej nasilone, skuteczniejsze, jeszcze bardziej ważne i potrzebne.

Jedynie warunki stały się trudniejsze, skrajnie trudne. Postawa Ojca Romaniwa jest jednak niewzruszona i zdecydowana. – Jest strach w czasie wojny, ale jest też nadzieja. Jest adrenalina, ale najważniejsze to wykonywać obowiązki – mówi.

Więcej niż wola przetrwania – wola wartości

Ojciec Michał ze szczegółami, jako naoczny świadek i jeden ze sprawców tego zjawiska – opisuje wielkie zjednoczenie się społeczeństwa ukraińskiego w obliczu zagrożenia. Ta “unia ukraińska”, to zatarcie wewnętrznych podziałów, skutkują prawdziwą solidarnością ludzi, którzy w każdej chwili gotowi są pomagać sobie nawzajem. Sam ksiądz Romaniw na co dzień może liczyć na zaangażowanie ponad stu wolontariuszy, którzy zbierają, przechowują, dystrybuują i na inne sposoby świadczą pomoc taką jak zaopatrzenie w żywność, odzież, wodę pitną. Nie chodzi wyłącznie o niesienie ulgi i poprawę warunków, często chodzi o ratowanie życia. Społeczna jedność oczywiście jest konieczna do obrony kraju, ale wypływa z niej także wiele pięknych moralnie czynów; ludzie schowali swoje egoizmy do kieszeni i potrafią nawzajem się wspierać.

Najkrótszą formułą jakiej używa dominikanin dla opisania swojej działalności w Ukrainie jest łacińskie słowo “recreatio”, czyli dosłownie “odtworzenie”, “przywrócenie” (termin ten funkcjonuje również w teologii). Ojciec Michał rozumie przez to “tworzenie bezpiecznej przestrzeni dla stowarzyszania się ludzi”.

Od prawej: o. Michał Romaniw, Ambasador RP w Ukrainie Bartosz Cichocki, Michał Kurtyka.

Zakłada to oczywiście pracę organizacyjną, w pewnym sensie animację kultury, skupianie ludzi wokół Fundacji Świętego Marcina de Porres i nadawanie kształtu tak utworzonym grupom. Owo “odtwarzanie” jest dążnością do powrotu do czasów bezpieczeństwa, który będzie możliwy w pełni dopiero po definitywnym zakończeniu wojny. Ale już teraz o. Michał myśli o daniu podstaw dla dalszego rozwoju społeczności, a więc wykonuje pracę organiczną na rzecz przyszłych relacji społecznych w Ukrainie. Tak samo jak był przygotowany zanim padły pierwsze strzały, tak samo sprawy w oczach księdza Romaniwa są również i teraz widziane w perspektywie przyszłości, a więc plany i zamierzenia są długofalowe.

In extremis: jak to jest ratować przed śmiercią, kiedy sam jesteś nią zagrożony

Fastów leży nieopodal Kijowa, a wiemy, że właśnie te okolice zostały zaatakowane najpierw. Nastąpił masowy exodus, ludność opuszczała Fastów, aby ratować życie. Ale o. Michał został na miejscu, żeby zająć się tymi, którzy z różnych powodów nie mogli wyjechać. – Zostałem w Fastowie, to była konieczność tamtego momentu – mówi. Oznacza to bezpośrednie narażanie życia, a biorąc pod uwagę wszystko, o czym mówimy – po prostu postawę heroiczną. Jednak dominikanin zapytany o to, czy czuje się bohaterem, odpowiada krótko – Prawdziwymi bohaterami są nasi żołnierze. To od nich czerpiemy motywację.

Cały świat słusznie podkreśla wysokie morale Ukraińców (historycznie można tu mówić o micie kozackim, który okazuje się prawdą), zarówno tych walczących na froncie jak i ludności cywilnej – i tak jest w rzeczy samej: nikt tu nie myśli o orderach, nagrodach czy wyróżnieniach, wszyscy po prostu wspólnie działają, walczą i pracują. I tak jak generałowie organizują działania na polu walki, tak o. Michał organizuje pomoc społeczną – Staramy się zapewnić warunki bytowe możliwie wielu ludziom.

Działalność księdza rozwija się i poszerza nieprzerwanie od roku 2005. Obecnie prowadzonych jest kilkanaście ośrodków pomocy i centrów społecznościowych, nadal działa Dom dla Dzieci Ulicy, uruchomione są przedszkola, ale także – w nowej sytuacji – budynki stanowiące schronienia dla ludności cywilnej. “Kwatery główne” tych inicjatyw to parafia Podwyższenia Krzyża Świętego oraz stowarzyszona Fundacja św. Marcina. W ten sposób został zorganizowany i rozbudowany jeden z największych systemów pomocy w tej części Europy. I to działa sprawnie, bez względu na okoliczności.

o. Michał Romaniw
o. Michał Romaniw

Kiedy rozmawiałem z księdzem Romaniwem, poinformował mnie, że “właśnie przyjechał TIR z Włoch, cały wypełniony artykułami pierwszej potrzeby”. Pomoc przychodzi ze wszystkich krajów europejskich. Z racji bliskości geograficznej oraz genealogii księdza Michała, lwia część dostarczanej pomocy nadchodzi z Polski (zarówno od organizacji pozarządowych oraz instytucji państwowych, a także od obywateli). Zaopatrzenie jest zabezpieczane i dystrybuowane. Chciałoby się powiedzieć, że ukraińska jedność wywołała jedność europejską.

Konflikt ostatecznie rodzi potrzebę pojednania

Ojciec Michał Romaniw jest kapłanem katolickim (dominikaninem), lecz Ukraina to w większej części kraj prawosławny. Na jej terenie istnieje zarówno prawosławie moskiewskie i ukraińskie. Moskiewski patriarcha Cyryl wyraźnie i jawnie opowiedział się po stronie agresji Putina, którego popiera publicznie i wszyscy pamiętamy jego słowa “Rosja nigdy nikogo nie zaatakowała…”. Jak w takiej sytuacji ma zachować się cerkiew ukraińska? To bardzo delikatny temat. Dominikanin w tym kontekście zauważa, że “potrzeba oczyszczenia i pojednania jest pilna”. Nie łudźmy się jednak, że w cerkwi moskiewskiej dojdzie do jakichkolwiek zmian przy zachowaniu obecnej władzy w Rosji, ponieważ rosyjski kościół prawosławny robi dokładnie to, czego chce od niego oskarżony o zbrodnie wojenne prezydent Putin, który zdołał podporządkować sobie nie tylko państwo, ale też cerkiew.

I tak jak Ukraińcy zdołali zjednoczyć się szybko, tak procesy pojednania między cerkwiami i narodami ukraińskim i rosyjskim – mogą zająć nawet pokolenia. Ale wszystko dzieje się tu i teraz. Kiedy w czasie mojej pierwszej telefonicznej rozmowy z księdzem Michałem zapytałem się jak wygląda sytuacja, usłyszałem odpowiedź, którą zapamiętam na zawsze “Jesteśmy pod ostrzałem”. Dzwoniłem z bezpiecznej Warszawy. Zastanowiłem się chwilę…

Ważne jest aby stwierdzić: pomoc napływa z Polski i całej Europy. Działalność księdza Romaniwa nie przewiduje wprawdzie wyposażenia armii ukraińskiej w myśliwce F-16, ale kiedy media światowe donoszą głównie o pomocy militarnej, nikt nie może zapominać, że tak samo ważne jest to, aby ofiary wojny odziać, nakarmić, zapewnić im schronienie. Tym zajmuje się na skalę budzącą szacunek parafia księdza oraz placówki i organizacje przez niego prowadzone. Prawdziwie zasłużyć można się na froncie broniąc życia, ale także wspierając życie zagrożone lub je ratując. Mieszkańcy wielu regionów Ukrainy, nie tylko podkijowskiego Fastowa, zawdzięczają Michałowi Romaninowi ciepłe posiłki, odzienie, bezpieczne miejsca, wodę, ale przede wszystkim nadzieję, która zawsze dodaje sił.

Przywrócić znaczenie słów “Nigdy więcej!”

Społeczeństwo Ukrainy bardzo wyraźnie wyartykułowało już w czasie Pomarańczowej Rewolucji i Majdanu wolę pełnej przynależności do kultury zachodniej (co można uznać za główny powód wojny, ponieważ autokratyczny dyktator Putin zapewne znakomicie zna słowa polskiego stratega i doradcy prezydentów USA Zbigniewa Brzezińskiego, ojca obecnego ambasadora Stanów Zjednoczonych w Polsce “Bez Ukrainy nie ma Rosji” – tyle tylko, że odczytał je chyba zbyt dosłownie lub po prostu tchórzliwie…), a kultura Zachodu, w której chrześcijaństwo stanowi być może nurt najsilniejszy, zdołała już odrzucić przemoc i stanowczo sprzeciwia się mordowaniu niewinnych ludzi. Życie każdej jednostki jest ważne. Stanowi wartość, której Rosja wydaje się przeciwstawiać, jeśli zabija i gwałci cywilów, sama posyłając masy zaciągów przypadkowych ludzi prosto na front, dokonuje egzekucji własnych żołnierzy oraz niszczy infrastrukturę krytyczną i w swoich atakach nie poprzestaje na celach militarnych, lecz pozbawia życia także osoby cywilne.

Tacy ludzie jak Ojciec dominikanin Michał Romaniw pokazują jednak, że przemocy można przeciwstawić ludzką solidarność, poszanowanie wolności i miłość. Ludzie dzielą się wcale nie przysłowiowym, ale jak najbardziej realnym chlebem z Polski i całej Europy, który wolontariusze księdza Romaniwa i on sam przede wszystkim przynoszą tym, którzy tak boleśnie doświadczają dziś historii.

Maciej Skomorowski