Każdy nowy rok przynosi sprawozdania ośrodków badawczych o bezpowrotnych wyginięciach tysięcy gatunków roślin i zwierząt. Handel najrzadszymi gatunkami, których egzemplarze trafiają do domów bardzo bogatych, ale zupełnie nieświadomych wagi problemu ludzi – przyczynia się do degradacji bioróżnorodności na planecie.

Przetrwanie najrzadszych gatunków i kłusownictwo

Z jednej strony mamy chorą fantazję anonimowych nabywców, którzy za każde pieniądze zechcą zobaczyć w swoich domach uniktowe zwierzę lub roślinę, bez względu na to, czy gatunek jest chroniony i zagrożony wyginięciem. Z drugiej strony są ludzie, którzy, otrzymując sowitą zapłatę, łamią wszelkie prawa i dostarczają tym pierwszym niekiedy nawet ostatnie okazy żyjące na Ziemi.

Istnieje bowiem rynek podziemny w skali globalnej, który zatrudnia kłusowników i jest obsadzony “kolekcjonerami” bez skrupułów. To całkowicie ślepi ekologicznie ludzie, którzy nie dbają o to, czy ich działanie nie doprowadzi do bezpowrotnej utraty, eksterminacji ostatnich przedstawicieli najrzadszych gatunków flory i fauny.

Kwestia “legalności” zwierząt

Przepisy prawne w każdym kraju – bez względu na ich moc dla działań na rzecz ekologii – określają jakie zwierzęta i rośliny wyłączone są z posiadania przez prywatnych właścicieli. Oczywiście na te listy są zapisywane najrzadsze, najbardziej unikalne gatunki.

Zazwyczaj prawo dozwala na posiadanie zwierząt wyhodowanych w niewoli, zatem kłusownicy złapani na gorącym uczynku często przywołują właśnie ten argument, aby usprawiedliwić swoje nielegalne działania. Sprzedając chroniony gatunek twierdzą, że został przez nich wyhodowany, co może zwolnić ich od odpowiedzialności prawnej.

Jak zatem można stwierdzić, czy rzadkie zwierzę lub roślina zostały legalnie wyhodowane, czy ukradzione wprost z łona natury?

Jest to pytanie kluczowe, szczególnie dla służb zajmujących się zwalczaniem nielegalnego handlu zagrożonymi gatunkami. Przedstawiciele tych służb muszą bowiem przedstawić przed sądem dowody na popełnienie przestępstwa.

Dobre wiadomości są takie, że od niedawna można już stwierdzić, czy dane zwierzę lub roślina pochodzą z hodowli, czy też zostały wykradzione przyrodzie. Opracowano metodę, ustala się ze stuprocentową pewnością pochodzenie danego przedstawiciela gatunku. To pozwala przedstawić jednoznaczne dowody, które pogrążają kłusowników i ich klientów. Na czym polega ta metoda?

Wielki krok naprzód w sprawie wykrywalności nielegalnego handlu zagrożonymi gatunkami

Technika przyszła na pomoc naturze. W Center for Wildlife Studies pod kierunkiem dr. Jack’a Hopkinsa opracowano metodę, dzięki której z pełną jasnością możemy rozstrzygać: czy okaz pochodzi z hodowli, czy też ze środowiska naturalnego. Kluczem okazało się zastosowanie badania izotopowego. Na jego podstawie można ustalić zawartość w organizmach azotu i węgla, która wypada odmiennie dla diety sztucznej i naturalnej. Metoda jest już gotowa do użycia. W planach jest stworzenie aplikacji, z której korzystałyby służby zajmujące się prewencją i ściganiem handlu rzadkimi gatunkami.

Testy metody wykrywania pochodzenia zwierząt zakończyły się sukcesem. Na razie opracowano ją jedynie dla żółwi, ale nic nie stoi na przeszkodzie, aby w ten sposób poradzić sobie z przemytem innych zwierząt i roślin. Miejmy nadzieję, że metoda Hopkinsa szybko zostanie rozpowszechniona i zoperacjonalizowana na całym świecie.

Maciej Skomorowski